
Co prawda piszę trochę po fakcie, bo wystawa właśnie się zakończyła, ale ostatnio cierpię na chroniczny brak czasu, a bardzo chciałabym wspomnieć o tym widowisku, które miałam okazję podziwiać jakieś dwa-trzy tygodnie temu. Kraków w tym roku obfituje w wydarzenia związane z naszymi niegdysiejszymi sąsiadami, bowiem od 19 maja ubiegłego roku do grudnia 2017 w Polsce trwa rok kultury węgierskiej. W efekcie tego mieliśmy w dawnej stolicy przynajmniej dwie świetne wystawy podejmujące tematykę Madziarów (Wystawa Zsolnay niestety już się zakończyła, natomiast Na wspólnej drodze. Kraków i Budapeszt w średniowieczu w Muzeum Historycznym ciągle jeszcze trwa).
Na początku wypadałoby wyjaśnić tym, którzy na wystawie nie byli, czego w ogóle tyczy się pierwszy enigmatyczny trzon nazwy wystawy. Zsolnay, mianowicie, jest nazwą ciągle działającej jeszcze wytwórni ceramiki, która mieści się w Peczu w południowych Węgrzech.
Historia zakładu
Zakład został założony przez miejscowego kupca, Miklósa Zsolnayego, w 1853 roku, jednak już rok później Miklós przepisał go swemu synowi Ignácowi. Siedem lat po założeniu wytwórni, w wyniku jej zakupu, właścicielem został młodszy brat Ignáca, Vilmos, dzięki któremu wytwórnia zaczęła się prężnie rozwijać. Vilmos nie chciał być jedynie zarządcą i podjął się samodzielnej nauki wytwarzania ceramicznych wyrobów. W latach siedemdziesiątych, gdy fabryka, mimo sukcesów (m.in. zdobycia orderu Franciszka Józefa III klasy na wystawie światowej w Wiedniu w 1873 roku) zmagała się z problemami finansowymi, Vilmos poza zarządzaniem, zajmował się także projektowaniem. Cały czas prowadził on także eksperymenty ze szkliwami, które w późniejszych latach doprowadziły do powstania nowych, interesujących technik. Ciężka praca Vilmosa, a także jego dzieci, Miklósa oraz Teréz i Júlii, została nagrodzona złotym medalem i grand prix w 1878 roku na wystawie światowej w Paryżu.
Pirogranit i eosyna
W poczet dokonań Vilmosa Zsolnayego trzeba zaliczyć wynalezienie techniki pirogranitu i eosyny. Pierwsza polega na dodaniu do gliny mielonego szamotu, dzięki czemu jego struktura przypominała piasek, zatem po odpowiednim zabarwieniu z powodzeniem mógł imitować kamień. Pirogranit wypalano w temperaturze 1100℃. Ponadto pirogranit można było szkliwić, zatem wykorzystywano go do tworzenia fantazyjnych, wielobarwnych detali architektonicznych. Drugą techniką, zaprezentowaną oficjalnie po raz pierwszy podczas Wystawy Milenijnej w 1896 roku była wspomniana eosyna, której nazwa wywodzi się od greckiej bogini jutrzenki — Eos. Charakteryzuje się ona specyficznym połyskiem na powierzchni, który mieni się w świetle.
Secesja
Po śmierci Vilmosa w 1900 fabrykę przejął jego syn, Miklós. To za jego sprawą fabryka zaczęła tworzyć wzory w stylu secesyjnym, z których jest, wydaje mi się, szczególnie znana. Zakład pozostawał w rękach kolejnych członków rodziny Zsolnay do 1948 roku, kiedy został znacjonalizowany. Zaprzestano wtedy produkcji ozdobnych przedmiotów i produkowano izolatory dla ZSRR. Od 1953 roku wznowiono powrócono do produkcji porcelany i innych elementów ozdobnych i tak wszystko w mniej lub bardziej zmienionej formie pracuje do dzisiaj. Jeśli ktoś jest w sposób szczególny zainteresowany fabryką i jej dziejami, odsyłam do katalogu z wystawy, w którym jest to opisane dość skrupulatnie.
Wystawa była podzielona na siedem części: W poszukiwaniu mieszczańskiego ładu, Tadeusz Sikorski, czyli historia pewnej podróży, Zapał odkrywców, Kształty natury, Przestrzenie wyobraźni, W stronę folkloru i Węgierski język form.
W poszukiwaniu mieszczańskiego ładu
W pierwszej części wystawy zaprezentowano przedmioty, których produkcja przypadła na czasy tzw. belle époque, czyli od zakończenia wojny francusko-pruskiej w 1871 roku do wybuchu I WŚ. Rzeczy te miały podnosić prestiż nabywających je głównie mieszczan. Wśród naczyń prezentowanych w tej części znalazła się m.in. waza z motywem papryczek z 1888 roku.
W kamienicy Hipolitów, oddziale MHK, możemy znaleźć wazę z uchwytem w kształcie parówki, więc dlaczego by nie ozdobić naczynia papryczkami? Zwłaszcza, że to bardzo wdzięczne warzywo, którego kształt dopasował się w tym przypadku idealnie do brzuśca wazy.

Júlia Zsolnay
Moją uwagę zwróciła także porcelanowa seria Lotos projektu wspominanej już Júlii Zsolnay z 1882 roku. Jest to typowo kobiece wzornictwo. To stwierdzenie może pewnie co poniektórych obruszyć, ale wszelkie falbanki kojarzą się, przynajmniej mi, bardzo żeńsko. Napisałam o falbankach, bo takie było moje pierwsze skojarzenie, choć oczywiście nazwa serii sugeruje motyw floralny. Forma ta jest dostrzegalna zwłaszcza w talerzykach. Ponadto intensywnie różowa barwa naczyń nawiązywać ma do tytułowego kwiatu lotosu.

Ponadto, poza finalnymi dziełami Júlii, pokazano też akwarelowe projekty serii Lotos.


Tádé Sikorski
Druga część zestawu, stworzona w 1891 roku z pirogranitu, która nosi tę samą nazwę, zaprojektowana została przez męża Júlii, Tadeusza, tudzież Tádé Sikorskiego. Sikorski pochodził z Polski, lecz architekturę studiował w Monachium. Później został dyrektorem szkoły ceramicznej w Kołomyi (dzisiejsza Ukraina). W 1882 roku odwiedził po raz pierwszy Pecz i fabrykę Zsolnay, gdzie pracował przez następne kilkanaście lat jako projektant oraz dyrektor artystyczny. Umiłował sobie szczególnie styl secesyjny, w którym tworzył wiele przedmiotów. Ponadto, Sikorski jest autorem projektu mauzoleum rodziny Zsolnay, którego zdjęcia projektów zamieszczam poniżej.



Zestaw Tádé również nawiązuje do motywu kwiatu lotosu, jednakże wedle mojej opinii, brak mu tej miękkości, która charakteryzuje projekt Júlii. Składa się na niego stół oraz dwa taborety. W tym przypadku także barwa jest odmienna, bowiem Sikorski wybrał żółcie, które zestawił z brązami. Przedmioty te odznaczają się pewną ciężkością, choć nie sposób odmówić im uroku.


Wazon z motywem raka
Wcześniejszym projektem Tadeusza Sikorskiego, który znalazł się w tej części wystawy jest Wazon z motywem raka pochodzący z 1884 roku. Tuż obok tego niewątpliwie osobliwego dzieła znalazł się rysunkowy projekt powstały rok wcześniej, dzięki czemu mogliśmy porównać zamysł projektanta z finalnym dziełem. Zachowane projekty są niezwykle cenne, dla mnie chyba czasami nawet bardziej niż wykonane już przedmioty. Może to kwestia mojego szczególnego umiłowania do poznawania procesu twórczego.



Maleństwa
Moją szczególną uwagę zwróciły jeszcze dwa maleństwa. Popielniczka z 1886 roku oraz wazonik z lat 1895–97. Choć ich forma nie jest tak wybujała jak poprzednich przedmiotów, zdecydowanie jednak przyciągają wzrok. Wazonik wykonany jest wspominaną na wstępie techniką eosynową, przez co mieni się w przecudny i wyjątkowy dla niej sposób.


W tej części znalazło się jeszcze kilka przedmiotów i projektów, ale nie sposób opisać ich tu wszystkich. Nie ma to zresztą większego sensu, ponieważ wszystko znajduje się w katalogu.
Historia pewnej podróży
O Sikorskim wspominałam powyżej. Kolejny etap naszej wystawowej podróży koncentrował się na osobie projektanta i męża Júlii Zsolnay. Tádé być może już podczas pierwszej wizyty w Peczu w 1882 roku zaprojektował serię naczyń. W 1900 roku został on szefem sekcji produkującej ceramikę artystyczną. Był on przede wszystkim twórcą wszechstronnym, nie ograniczającym się do jednej stylistyki. Ciągle poszukiwał nowych inspiracji, którym dawał upust w kolejnych wykonanych przezeń projektach. Stąd możemy podziwiać fantazyjne naczynia jego pomysłu jak powyżej, a także przedmioty nawiązujące np. do kultury prekolumbijskiej, które są szczególnie wdzięczne.
Skoro już wspomniałam o naczyniach wpasowujących się w stylistykę prekolumbijską, należałoby takowe przykłady pokazać. Oczywiście mój aparat postanowił spłatać mi figla, gdy robiłam zdjęcia tym przedmiotom i niestety nie są one najlepszej jakości.
Przedmioty w stylu prekolumbijskim
Pierwszą rzeczą, osobliwą i nie mającą żadnej praktycznej funkcji jest figurka (choć nie wiem czy to trafne określenie) składająca się z dwóch postaci połączonych ze sobą od tyłu. Opis brzmi skomplikowanie, więc nie będę się wdawać w szczegóły. Fotografie powinny być bardziej pomocne niż moje niejasne rozważania. Jest to projekt Sikorskiego z 1897 roku.


Przyznać muszę jednak, że bardziej od powyższego urzekło mnie naczynie z główkami bliżej nieokreślonych zwierzaków. Cudo to Sikorski zaprojektował w latach 1897–99.


Wazon w kształcie ptaka
W gronie tych osobliwości było jeszcze kilka dzbanuszków, mniej lub bardziej fantazyjnych, wszystkich pięknie mieniących się w świetle. Dwa wazony w kształcie ptaków z lat 1898–1900 opisane zostały jako prawdopodobne projekty Sikorskiego. Faktycznie, nieco różnią się od pozostałych w tej grupie, ale utrzymane zostały w podobnej stylistyce. Może są one jedynie bardziej zdobne.

Donica
Pośród tych przedmiotów moją szczególną uwagę przykuła donica Sikorskiego z 1910 roku. Wyjątkowo piękne naczynie pokryte zostało szkliwem awenturynowym, czyli krystalicznym, którego drobinki nadają naczyniu błyszczącą, niemal brokatową powierzchnię.

Zapał odkrywców
Na tym etapie wystawy zostały przedstawione przedmioty wykonane w okresie, gdy ceramików szczególnie fascynował szeroko pojęty Wschód. Zarówno ten Bliski, jak i Daleki. Nie było to jednak ślepe odtwarzanie tamtejszych wzorów, a niejako ‘filtrowanie’ ich przez nowozdobytą przyrodniczą wiedzę. Starano się uzyskać jak najbogatszą kolorystykę, stosując przy tym różne techniki, nawet byczą krew. Jak już wspominałam, Vilmos Zsolnay przez cały czas, który działał w fabryce, eksperymentował. Nie były to eksperymenty tanie, a także nie przynosiły zakładowi wielkich dochodów. Choć zapewne większość przedsiębiorców nazwałoby takie zabiegi głupotą, Vilmos był w tej kwestii wizjonerem i wiedział, że bez uprzedniej ciężkiej i kosztownej pracy nie będzie w późniejszym czasie zachwycających efektów.
Wazony i dzbany dekoracyjne
Dzięki wszystkim tym wysiłkom w latach 1897–1907 powstało m.in. kilka bardzo interesujących wazonów i dekoracyjnych dzbanów, które przedstawiam poniżej.






Kształty natury
Mniej więcej w tej samej cezurze czasowej mieszczą się przedmioty umieszczone w kolejnej części wystawy, zatytułowanej Kształty natury. Etap fascynacji naturą, którą przekładano na język sztuki, obecny był nie tylko w ceramice. Wzory florystyczne wykorzystywano choćby w meblarstwie albo szklarstwie artystycznym (świetnym przykładem w obu tych dziedzinach jest Émile Gallé). Rozwój sztuki opartej na naturze spowodowany był rozwojem życia miejskiego, odizolowanego od wiejskiej sielanki pełnej urokliwych pejzaży. Inspiracją były także niezwykle popularne w tym okresie drzeworyty ukiyo‑e, wykonywane przez twórców ludowych w Japonii, m.in. przez uwielbianego przeze mnie Hokusaia. Ogromnymi pasjonatami tamtejszej sztuki ‘niskiej’ byli Impresjoniści, a chyba największym entuzjastą, poza Édouardem Manetem, był Vincent van Gogh. Należy jednak pamiętać, że w twórczości secesyjnej równie ważna co natura była stylizacja, która nadawała ‘uwięzionym’ na naczyniach finalny kształt.
Muszla
W tej części szczególnie urzekł mnie ogromny wazon w kształcie muszli, od którego nie mogłam oderwać wzroku. Pochodzi on z lat 1899–1900. Masywna i skomplikowana forma naczynia wspaniale współgra tutaj z eosynowym połyskiem.

József Rippl-Rónai
Poza muszlą moją uwagę przykuła także gablota z czterema talerzami, wykonanymi w latach 1895–1898. Chętnie widziałabym w swoich zbiorach zwłaszcza fioletowy i złoty, zaprojektowane przez Józsefa Rippl-Rónai. Rippl-Rónai jest autorem zastawy jadalni dla hrabi Tivadara Andrássyego, z którego pochodzi jeszcze jeden talerz pokazany na wystawie. Zestaw składający się z 72 elementów wykonany został oczywiście w fabryce Zsolnay.






Wazoniki
Spodobały mi się także niezwykle wszelkie wazoniki ustawione jeden obok drugiego, które zarówno w komplecie, jak i osobno wyglądały pięknie. Jestem naprawdę urzeczona techniką eosynową.
Sándor Apáti Abt
Długo pochylałam się nad wazonem z 1903 roku projektu Sándora Apáti Abta. Apáti Abt pracę w Zsolnay rozpoczął w 1898 roku, gdzie pracował nad przedmiotami na wystawę światową w Paryżu. Był zarówno projektantem, jak i nauczycielem w przyfabrycznej szkole. Miał także swój udział w budowie wspominanym na początku mauzoleum rodziny Zsolnay, projektu Tadeusza Sikorskiego. Apáti Abt wykonał tam dekoracje rzeźbiarskie, bowiem z zawodu był rzeźbiarzem (studiował rzeźbę na monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych).

Przestrzenie wyobraźni
Ta część charakteryzuje się przede wszystkim mnogością motywów antropomorficznych. Zarówno w zakresie formy, jak i sposobu zdobienia. Kształty naczyń, poza tymi, gdzie znajdują się postacie, są bardziej uproszczone w porównaniu do poprzednich, natomiast ich ozdobność objawia się w dekoracji.
Zygmund Sixtus Dzbański
Moim niekwestionowanym faworytem tego etapu wystawy jest żardiniera z kobietą zarzucającą sieć z 1902 roku autorstwa Zygmunda Sixtusa Dzbańskiego. Dzbański, jak wskazuje jego nazwisko, był polskim twórcą, którego rzeźby nauczał we Lwowie sam wspaniały Leonard Marconi (którego krakowianie znają chociażby z pomnika Tadeusza Kościuszki na Wawelu, a warszawianie z dekoracji fontanny na skwerze Batalionu Harcerskiego AK “Wigry”). Naczynie to jest zaprzeczeniem tego, co napisałam w poprzednim paragrafie, jednakże w tym przypadku kolorystyczne zdobienia niezwykle skomplikowanej formy są niewielkie, zachowana więc została pewna harmonia sprawiająca, iż to naczynie jest tak bardzo piękne.


Sándor Hidassy Pilló
Piękne były także dwa naczynia Sándora Hidassy Pilló. Hidassy Pilló, po zdobyciu wykształcenia w budapesztańskiej Szkole Sztuki Użytkowej w zakresie malarstwa, pracował przez 7 lat w fabryce Zsolnay jako projektant, ale także właściwy twórca kilku wazonów. Z racji tego, iż był również tenorem, musiał porzucić pracę w zakładzie, gdyż tamtejsze fabryczne powietrze zaszkodziło jego płucom, a zatem też wokalnej karierze.

László Mattyasovszky-Zsolnay
Była tam też jedna rzecz bardzo osobliwa, choć nie wiem czy mogę napisać, że mi się podobała. Forma tego wazonu od razu skojarzyła mi się z naczyniami kreteńskimi. Namalowana kobieta jednak kojarzy mi się z czymś chronologicznie bardzo odległym od antycznej Krety. Może jest to Munch, może trochę Schiele… Trudno mi określić na 100%, ale coś w tym guście kołacze się w mojej głowie. Jest to projekt z 1911 roku jednego z członków rodu Zsolnay, mianowicie László Mattyasovszky-Zsolnayego, syna Teréz Zsolnay i Jakaba Mattyasovszkiego. László odebrał staranne wykształcenie w zakresie wzornicwa i projektowania sztuki użytkowej w Monachium. Tam też rozpoczął studia malarskie, które kontynuował w Paryżu. To właśnie Mattyasovszky-Zsolnay zapoczątkował w rodzinnej fabryce malowanie porcelany pod szkliwem, a także modyfikował technikę eosynową.


W stronę folkloru
Sztandarowym wyrobem fabryki Zsolnay o rodowodzie ludowym jest seria tulipanów, które są charakterystyczne dla węgierskiego folkloru. Zamiłowanie do ludowości na przełomie XIX i XX wieku było silne nie tylko na Węgrzech, bowiem także sztuka polska obfituje w podobne rozwiązania (chociażby grupa Rytm działająca w dwudziestoleciu międzywojennym, odwołująca się m.in. do tradycji podhalańskich). Węgrzy łączyli rodzimą sztukę z modną secesją, nadając wytworzonym przedmiotom indywidualny charakter. Wspomniane tulipany zostały zaprezentowane na wystawie światowej w Paryżu w 1900 roku, gdzie przedstawiono 100 różnych wariantów tego motywu.
Aczkolwiek ta część wystawy to nie jedynie tulipany. Pojawiają się również elementy antropomorficzne (np. tańczące postacie), wstążki, inne rośliny itp.




Węgierski język form
Ostatnim przystankiem wystawy była część poświęcona elementom architektonicznym, które były wytwarzane przez fabrykę Zsolnay. To tutaj swoje zastosowanie znalazł wspominany na początku pirogranit. Zsolnay niemal od początku swojego istnienia produkowało ceramikę architektoniczną, a wraz z rozwojem przedsiębiorstwa, jej ilość stale się zwiększała, czyniąc Zsolnay liderem na węgierskim rynku w wytwarzaniu tego typu dekoracji. Dzięki wielobarwnym dekoracjom architektura Węgier zyskała swój unikalny charakter, którego do tej pory nie miała.
Jeśli architektura, to kolorowe elementy dachu, poręczy, dekoracyjne fryzy, ale nie tylko. To także wielobarwne kafelki, które zachwycają swoją piękną formą i niezmiennie zachwycającą kolorystyką. Mogłabym przyglądać się tym przedmiotom godzinami, a i tak nie dopadłaby mnie nuda.

Ödön Lechner
Bardzo cieszy mnie, że wyeksponowano takie obiekty jak elementy dachu czy dekoracji fasady, gdyż nie jest to rzecz, którą można na co dzień podziwiać z takiej perspektywy, nawet mieszkając na Węgrzech. Poniżej znajduje się kilka zdjęć realizacji Ödöna Lechnera, węgierskiego architekta i przyjaciela Vilmosa Zsolnayego, z którym odbył wspólnie podróż do Anglii w 1889 roku, podczas której w Londynie studiowali zbiory orientalnej ceramiki w Muzeum Wiktorii i Alberta. Lechner uważany jest za twórcę węgierskiego stylu narodowego w architekturze.



I to by był koniec podróży po tej niesamowitej ekspozycji, która już obecnie jest historią. Niestety warunki dla amatorskiego fotografa były niesprzyjające, a zatem część moich zdjęć po prostu nie wyszła, ale za to wszystkie eksponaty były tak cudownie podświetlone, że mogę winić tylko siebie, że nie mam lepszych umiejętności. Na szczęście istnieje coś takiego jak materiały prasowe, za co serdeczne dzięki MCKowi :) Dziękuję też bardzo, bardzo Eli za użyczenie katalogu, który niezwykle pomógł mi przy tworzeniu tej notki!
W każdym razie wystawa była niewątpliwie ucztą dla zmysłu wzroku i ten, kto nie zdążył, niech żałuje. Na szczęście udało mi się uchwycić namiastkę tego wydarzenia. Cóż, być może jeszcze ktoś w Polsce zdecyduje się na to, by wyeksponować ceramikę Zsolnay, choć oczywiście trzeba przyznać, że sami mamy w naszym kraju świetne ceramiczne tradycje. Jeśli nie, pozostaje nam udać się do Janus Pannonius Múzeum w Peczu, skąd pochodzą eksponaty pokazywane na wystawie Zsolnay. Węgierska secesja.