Nigdy nie byłam entuzjastką baroku ze względu na liczne podróże po różnych kościołach Małopolski, Podlasia itd., które naznaczone były, bądź co bądź, pracami prowincjonalnymi (i zawsze po podróży mogłam zrobić kolaż ze zdjęć różnych osobliwośći). Nawet jeśli wydawało mi się, że widzę dzieła dobrej klasy, porównując je teraz do tych krzeszowskich, wiem, że się myliłam. Otóż, jestem ZACHWYCONA barokiem, który tam spotkałam. Kościół pw. św. Józefa pełen jest prześlicznych fresków Michała Willmanna i jak sugeruje nam wezwanie, opowiada żywot Józefa. Bazylika obok jest natomiast prawdziwym malarsko-rzeźbiarsko-architektonicznym cudem, przez który prawie zemdlałam z zachwytu (możliwe, że wpływ na to miał właśnie trwający koncert organowy).
Oczywiście zdjęcia nie oddają całkowicie zgromadzonego tam piękna, ale w jakiś sposób mogą go przybliżyć i zachęcić do odwiedzenia tamtych okolic. Droga od strony Lubawki jest kręta, leśna, górska i bardzo przerażająca, ale warto ją pokonać (nawet jeśli GPS szaleje). Za kilka złotych można wypożyczyć audioprzewodnik, który nie jest nudny i ma nadajnik, który lokalizuje gdzie jesteśmy i opowiada nam o rzeczy przy której właśnie się znajdujemy.
Dla mnie, jako być może przyszłego mediewisty, smutne jest to, że nie zachowały się pierwotne zabudowania klasztorne pochodzące z XIII wieku, kiedy to cystersi osiedli w Krzeszowie. Wysoka wartość artystyczna obecnych budynków może to trochę rekompensować (widziałam jedno gotyckie sklepienie!). Podobno najpiękniejsze są wnętrza klasztorne, ale niestety klauzura nie pozwala ich zwiedzać. Za to w mauzoleum Piastów są dwa ‘fragmenty’ sarkofagów średniowiecznych Bolka I i Bolka II ustawione na nowożytnych tumbach (stworzonych podczas przenoszenia szczątków do nowego kościoła). Istnieje także możliwość spacerowania ponad sklepieniem kościoła Św. Józefa, jednak tylko w wyznaczone dni (mi oczywiście nie udało się na taki natrafić).
Początkowo, za sprawą Anny Przemyślidki, w roku 1242, w Krzeszowie założona została parafia benedyktyńska, lecz 50 lat później zakonnicy opuścili to miejsce, a Bolko I sprowadził tam cystersów z Henrykowa. W wieku XVII rozpoczęły się intensywne prace nad budową nowego klasztoru, jednakże epidemia tyfusu z 1758 roku, która pochłonęła znaczną część ludności, a także inne okoliczności doprowadziły do tego, że klasztor nie został ukończony. W 1820 roku cystersi opuścili krzeszowskie mury, a kościół ustanowiono parafialnym. Dopiero sto lat później przybyli ponownie benedyktyni, którzy przeprowadzili kompleksowe renowacje podniszczonego i rozgrabionego opactwa. Po drugiej wojnie światowej w Krzeszowie osiedliły się benedyktynki przybyłe ze Lwowa.
Wnętrze kościoła pw. św. Józefa
Przepraszam za absolutny potop zdjęciowy. Fotografie robiłam dwoma aparatami, co zdecydowanie widać. Gdyby ktoś chciał więcej informacji i zdjęć, strona Opactwa wyczerpuje temat historii dokładnie. Zdecydowanie jest to miejsce warte odwiedzenia.