Czas na drugą część moich wypocin, czyli obrazy których tematem są zwierzęta. Tym razem chciałam pokazać wam jedenaście obrazów, również artystów wszelakich, jednakże bliższych naszym czasom, niż obrazy z części pierwszej. Zaczynamy od lat 70 XIX wieku, a kończymy 114 lat później.
Marianne North, Ryby,
1870
Autorką owych uroczych rybek była ilustratorka botaniczna. Jej liczne prace przedstawiające przeróżne rośliny podziwiać można w Kew Gardens i trzeba przyznać, że zbiory wyglądają imponująco. North wiele podróżowała, przyjaźniła się m.in. z Karolem Darwinem. We wspomnianej galerii, którą sama założyła i nazwała swoim nazwiskiem, zgromadzonych jest 832 obrazów.
Edgard Degas, Konie na łące,
1871
Degas jest jednym z bardziej znanych artystów. Pojawił się na Gabunzlu już kilkakrotnie, choćby we wpisie prezentującym jedną z moich ulubionych rzeźb, Tancerkę. Tu żadnych baletnic, ani innych ludzi nie uświadczymy, za to artysta uwiecznił na płótnie dwa tulące się do siebie konie na łące. Zwierzęta jako temat i sposób malowania nie wyglądają jak typowe obrazy Degasa, ale trzeba pamiętać, że ci najbardziej znani tworzyli wiele różnorodnych dzieł (najlepszym przykładem jest chyba Picasso). Na żywo owe zwierzęta podziwiać można w MoMA w Nowym Jorku.
Vincent van Gogh, Latajacy lis,
Paryż 1886
Jak powyżej, stary dobry wyjadacz van Gogh. O nim także było już kilkakrotnie na łamach tego bloga i także dorobił się wpisu traktującego wyłącznie o jego dziele, Pole pszenicy z wronami. Na tym, malowanym farbami olejnymi obrazie, van Gogh przedstawił latającego lisa, czyli jeden z największych rodzajów nietoperzy, którego bardziej naukowa nazwa brzmi pteropus. Tego uroczego nietoperza, jak i ogromną ilość innych dzieł van Gogha, podziwiać można w muzeum jego imienia w Amsterdamie.
Julian Alden Weir, Fireside dreams,
1887
W tym przypadku znów miałam problem z sensownym przełożeniem tytułu na język polski, więc sobie darowałam i pozostawiłam oryginalny. Owe rozkoszne psiurki są dziełem amerykańskiego malarza, pochodzącego z artystycznej rodziny. Jego ojciec, Robert Walter, był nauczycielem rysunku, natomiast brat, John Ferguson, pejzażystą. Poza odebraniem artystycznego wykształcenia w Nowym Jorku, studiował także na paryskim École des Beaux-Arts. Zalicza się go do kręgu impresjonistów amerykańskich. Psiaki przedstawione na tym obrazie wykonane zostały akwarelą (tudzież gwaszem; już kilkukrotnie spotkałam się w języku angielskim z jednym określeniem na te dwie techniki). Wyglądają, tak jak i dywan, na którym się relaksują, bardzo puchato i przytulaśnie.
Ilja Riepin, Koń
Ilja Riepin, w moim mniemaniu, chyba tylko poza Malewiczem i Tatlinem, jest najbardziej znanym rosyjskim twórcą, choć zapewne wiele osób uważa inaczej. O jednym z jego obrazów, przy okazji procesji Bożego Ciała, już kiedyś pisałam. Konik przedstawiony tutaj typowym dla Riepina nie jest i w pierwszej chwili nawet nie poznałam, że to jego dzieło. Artysta ten kojarzy mi się z wszelkimi olejnymi i bardzo świetlistymi obrazami.
Walentin Sierow, Królewskie polowanie z chartem,
1902
Pan Walentin, artysta z Rosji, był znakomitym portrecistą, ale jak widać na powyższym obrazie, jego szkice również były bardzo ciekawe. Sierow studiował w Paryżu, Moskwie (pod opieką Ilji Riepina) oraz Petersburgu. Pooglądałam nieco jego dzieł i bardzo mi się on spodobał. Tematyka i obrazy są różnorodne — w jego twórczości pojawiają się nie tylko wspomniane już portrety, ale także sceny rodzajowe, mitologiczne, historyczne, pejzaże, weduty, mariny, ale też zwierzęta — wszystko czego dusza zapragnie. Poza tym, jeśli chodzi o technikę wykonywania prac, również nie ograniczał się do jednej, a raczej stosował różne materiały — oleje, tempery, gwasze, węgiel, sangwinę itd.
Joaquín Sorolla, Portret Jacka Russella,
Hiszpania 1909
W tym przypadku mamy portret psiaka rasy Jack Russell terrier. Była nawet suczka tej rasy, która sama zajmowała się malarstwem (niestety zmarła przed rokiem) — niejaka Tillamook Cheddar. Joaquín Sorolla tudzież Joaquín Sorolla y Bastida był jednym z bardziej płodnych artystów hiszpańskich, bowiem skatalogowano aż 2200 prac jego ręki.
Odilon Redon, Motyle,
ok. 1910
Pokuszę się o nazwanie Odilona moim ukochanym. Bardzo lubię tego artystę, czemu już dawałam kilkukrotnie upust na blogu. Rozpisywałam się już o cyklopiej głowie i jego grafikach, a także o oknach, które wyszły spod jego pędzla. Ów cyklop nawet służył za tło na Gabunzlu, jeszcze za czasów funkcjonowania bloga na serwisie blogger. Tu mamy przepiękne zwierzęta, ściślej motyle, i obraz w stylu bardzo charakterystycznym dla tego francuskiego artysty. To dzieło, jak i wiele innych, podziwiać można w MoMA w Nowym Jorku (jak i wspominane powyżej konie pędzla Degasa).
Qi Baishi, Białko, wiewiórka i wiśnie,
1944
Link, jak i podpis cyrylicą na obrazku sugerują, że jego tytuł wiewiórki nie zawiera, jednakże WikiArt o niej wspomina. Wiewiórka ta, jak i wisienki wykonane zostały tuszem na papierze. Qi Baishi to chiński artysta, którego cała twórczość opiera się na technice malowania tuszem. Podejmował różne tematy, jednakże wśród jego dzieł znajdziemy głównie pejzaże, przedstawienia kwiatów i zwierząt. Przy okazji chciałam się podzielić zdjęciem, które znalazłam wczoraj w internetach.
Salvador Dalí, Jaskółka,
1957
I cóż. Dziś całą notkę biadolę o tych nietypowościach i tu kolejna, bowiem Salvador kojarzy się każdemu z zegarami albo płonącymi żyrafami czy też Galą przedstawioną w różnych konfiguracjach. Wbrew pozorom, wielki entuzjasta Rafaela i malarstwa renesansowego, również przechodził różne etapy swej twórczości, nim wypracował swój oryginalny i kojarzony z nim styl. Na własne oczy widziałam kubistyczne dzieła Dalego w muzeum w Montserrat. Przyznać trzeba, że owa jaskółka również nie wygląda jak klasyczny obraz Salvadora. Szczerze przyznam, iż mnie to cieszy, bowiem wielką fanką dzieł Dalego nie jestem, a jaskółeczka zachwyca mnie niezwykle.
Huang Yongyu, Lotos i czaple,
1984
Kolejny przykład chińskiego malarstwa, jednakże już bardziej rozbudowany i ekspresyjny, aczkolwiek tak jak w przypadku Qi Baishi, obrazy Huyang Youngyu zdominowane są przez kwiaty i zwierzęta. W tym przypadku mamy czaple i dwa kwiaty lotosu oraz masę chińskich znaczków, które zawsze bardzo mi się podobają, ale kompletnie nie potrafię ich rozczytać (wiem, że brzmię jak jakaś straszna ignorantka; pewnie nią trochę jestem).
Cóż, mam nadzieję, że i ta część przypadła Wam do gustu. Co prawda rozpiętość czasowa jest znacznie mniejsza niż w pierwszej części, jednakże chyba jest równie różnorodnie :) Podczas preparowania tego wpisu, wpadł do mojej głowy pomysł na notkę kolejną, która mam nadzieję, że będzie interesująca, a przy tym nietypowa, nawet jak na szaloną scenę artystyczną. Może domyślicie się sami, a może nie. Ja nic więcej zdradzać nie zamierzam, więc ci z Was, którzy nie wiedzą o co chodzi, przekonają się wkrótce :)