Co jakiś czas w Mię­dzy­na­ro­do­wym Cen­trum Kul­tu­ry orga­ni­zo­wa­ne są bar­dzo inte­re­su­ją­ce wysta­wy i wła­śnie w jed­nej, któ­ra dobie­ga już koń­ca, mia­łam oka­zję owej leni­wej nie­dzie­li uczest­ni­czyć. Jest to mono­gra­ficz­na wysta­wa litew­skie­go twór­cy, jakim jest Mika­lo­jus Kon­stan­ti­nas Čiur­lio­nis, w Pol­sce zwa­ny po pro­stu Miko­ła­jem Čiur­lio­ni­sem, tudzież Czur­la­ni­sem. Wspo­mi­nam o naszym kra­ju, gdyż to tutaj Čiur­lio­nis spę­dził więk­szość swe­go nie­dłu­gie­go żywo­ta. Uro­dził się w litew­skich Ora­nach, lecz edu­ka­cję muzycz­ną oraz pla­stycz­ną ode­brał w War­sza­wie. Muzycz­ną, bowiem był on rów­nież kom­po­zy­to­rem. Jest to zna­czą­cy fakt, gdyż muzy­ka mia­ła bar­dzo duży wpływ na malar­stwo Čiurlionisa.W latach 1904–1906 stu­dio­wał w War­szaw­skiej Szko­le Sztuk Pięk­nych, gdzie wykła­da­li m.in. Kon­rad Krzy­ża­now­ski i Xawe­ry Duni­kow­ski (twór­ca cyklu Kobie­ty Brze­mien­ne).

Na Litwę powró­cił w 1907 roku i dopie­ro wte­dy zaczął uczyć się ojczy­ste­go języ­ka. Wte­dy też poznał swą przy­szłą żonę, poet­kę, Sofi­ję Kyman­ta­itė. Nie­ste­ty sie­lan­kę prze­rwa­ło zała­ma­nie ner­wo­we oraz znacz­ne pogor­sze­nie zdro­wia w 1909 roku. Przez kolej­ne, ostat­nie dwa lata życia, arty­sta prze­by­wał w sana­to­rium Czer­wo­ny Dwór w Pustel­ni­ku pod War­sza­wą i tam doko­nał swe­go żywo­ta. Pozo­sta­wił jed­nak po sobie tro­chę cudow­nych dzieł sztuki.

Jego obra­zy cha­rak­te­ry­zu­ją się przede wszyst­kim tym, że wszyst­kie zosta­ły wyko­na­ne w tech­ni­ce tem­pe­ro­wej na kar­to­nie. Szki­ce pod wzglę­dem warsz­ta­to­wym są bar­dziej zróż­ni­co­wa­ne, bowiem znaj­dzie­my tam tusz, ołó­wek, akwa­re­lę, san­gwi­nę i węgiel. Mimo, że tem­pe­ra to dla mnie total­na abs­trak­cja i po moich doświad­cze­niach z tymi far­ba­mi zawsze zasta­na­wiam się, jak moż­na nama­lo­wać tym coś, co nie wyglą­da jak kupa, w dzie­łach Čiur­lio­ni­sa się zakochałam.

Wstęp przy­dłu­gi, ale wyda­je mi się, że war­to przy­bli­żyć życio­rys i oso­bę Miko­ła­ja Čiur­lio­ni­sa, bo to oso­bo­wość cie­ka­wa. Liczę, że przy­naj­mniej trosz­kę Was zachwy­ci jak mnie, choć repro­duk­cje (zwłasz­cza foto­gra­ficz­ne) zawsze są ‘uboż­sze’ od ory­gi­na­łu i nie dostar­cza­ją tylu wra­żeń (to kolej­na wysta­wa, na któ­rej tro­chę bra­ko­wa­ło mi tchu — tak już mam jak mi się coś bar­dzo spodoba).

Mgły
1906

20160126_165812

Bez liści
1905–1906

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/e3/Mikalojus_Konstantinas_Ciurlionis_-_Leafless_Tree_-_1905-1906.jpg
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/e3/Mikalojus_Konstantinas_Ciurlionis_-_Leafless_Tree_-_1905-1906.jpg

Wiosna
1907

20160126_165950

Fuga z dyptyku Preludium. Fuga
1908

http://ciurlionis.eu/wp-content/uploads/2010/09/Fuga-Ct89-1024x870.jpg
http://ciurlionis.eu/wp-content/uploads/2010/09/Fuga-Ct89-1024x870.jpg

Sonata nr 5 (Sonata morska) Allegro
1908

20160126_180011

Sonata nr 5 (Sonata morska) Finale
1908

20160126_170253

Szkicownik artysty
1908–1909

20160126_170316

Krzyże przydrożne na Żmudzi
1909

20160126_170544

Litewski cmentarz
1909

20160126_170702

Bajka, pierwszy obraz z tryptyku
1907

Bajka - 1 część tryptyku

Ołtarz ofiarny
1909

20160126_175944

Prze­pra­szam za jakość repro­duk­cji, ale nie­ste­ty inter­net jest pusty pod tym wzglę­dem, więc musia­łam zro­bić foto­gra­fie z kata­lo­gu. Nie potra­fię zna­leźć auto­ra zdjęć, ale oczy­wi­ście wszel­kie pra­wa do nich posia­da Naro­do­we Muzeum Sztu­ki M.K. Čiur­lio­ni­sa w Kow­nie, spad­ko­bier­cy arty­sty oraz A. Galau­nie­né. Zdję­cia z inter­ne­tu czę­ścio­wo pocho­dzą ze stro­ny inter­ne­to­wej o arty­ście, jed­nak ich kolo­ryt moc­no odbie­ga od oryginału.

Rzecz jasna, kata­log zaku­pi­łam i spo­sób jego wyda­nia mnie zachwy­ca. Jest to jed­na z pięk­niej­szych ksią­żek jakie mia­łam w rękach.

20160126_175608

20160126_170410

Prze­pra­szam za fan­ta­stycz­ne tło powyż­szych zdjęć, ale tak już mam, że lubię spę­dzać dużo cza­su w łóż­ku, stąd taka sce­ne­ria ;). W biblio­te­ce MCK dorwa­łam kie­dyś jesz­cze dru­gą zakład­kę do książ­ki z moty­wem z Fugi, ale dałam bra­tu nim zro­bi­łam zdję­cie, więc nie­ste­ty na powyż­szym tyl­ko jed­na z kompletu.

Kto zdą­ży, niech jesz­cze bie­gnie, a kto nie — niech żału­je! :) Póź­niej pra­ce wra­ca­ją do Kow­na i będzie trze­ba wybrać się na Litwę, by je zoba­czyć. Nawią­zu­jąc też do poprzed­niej not­ki o sło­wiańsz­czyź­nie, na wysta­wie był obraz przed­sta­wia­ją­cy Peruna.