Bardzo dawno się nie odzywałam, ale niestety dorosłe życie ma to do siebie, że ma się wiele obowiązków i w wolnym czasie jakoś nie potrafię się zebrać by coś napisać. Ostatnio jednak coraz bardziej zaczęła mi doskwierać tęsknota za blogiem, stąd pomyślałam, by po długiej przerwie dać znać, że wcale nie porwało mnie UFO.
Moje życie od jakichś siedmiu miesięcy wypełnione jest kocimi osobistościami, stąd mój pomysł, by powrócić jeszcze raz do cyklu obrazów związanego z jednym tematem. Wiem, że pisałam już dwuczęściową notkę o zwierzakach, gdzie ten wątek był poruszany, jednak poniższą chciałabym poświęcić w całości mruczkom. Wielu ze znanych nam artystów poruszało w swej twórczości ów temat umieszczając koty jako atrybuty w portretach lub elementy kompozycji, ale nie tylko. Niektórzy z nich czynili z kotów odrębny temat. Wśród wybranych przeze mnie prac znajdą się zarówno jedne (a w zasadzie jeden) jak i drugie. Motyw kota w sztuce jest tak rozpowszechniony, że musiałam ograniczyć się do wyboru 12 prac. Wybór jest jak zawsze bardzo bardzo subiektywny, ale liczę, że zarówno kociarzom jak i tym mniej adorującym te stworzenia przypadnie do gustu!
Théophile Alexandre Steinlen, Stary kot,
1902
Chyba każdy choć raz widział plakat paryskiego kabaretu Le Chat Noir. Nie byłoby go, gdyby nie artysta-kociarz Théophile Alexandre Steinlen (na potwierdzenie mojej tezy na zdjęciu ze swojego atelier pozuje z rzeźbą kota!). Spod jego ręki wyszło bardzo wiele obrazów przedstawiających te urocze czworonogi, wśród których szczególnie podoba mi się datowany na 1902 rok gwasz Stary kot.
Théophile Alexandre Steinlen, Koty
1898
Spod ręki Steinlena wyszedł też powyższy plakat, na którym znalazł się adres wydawnictwa Ernesta Flammariona. Grafika Koty stworzona w 1898 roku przedstawia dziewczynkę podającą mleko całej armii pięknych mruczków. Swoją drogą, koty mają problem z tolerancją laktozy, więc nie wiem skąd utarło się, że powinno się im podawać nabiał. Nawet pamiętam z dzieciństwa wierszyk o kocie, który pił miseczkę mleczka:
W pokoiku na stoliku
Stało mleczko i jajeczko.
Przyszedł kotek, wypił mleczko,
A ogonkiem stłukł jajeczko.
Przyszła pani, kotka zbiła,
A skorupki wyrzuciła.
Édouard Manet, Olimpia,
Musée d’Orsay, 1863
To jest właśnie ten jedyny obraz z kotem pełniącym funkcję atrybutu. Czarny zwierzak spoziera na nas z bardzo znanego obrazu Olimpia Édouarda Maneta. Stworzenia nie umieszczono na płótnie przypadkowo, bowiem symbolizować ma zmysłowość i seksualność. Artysta wystawiając obraz w Salonie Paryskim w 1865 roku wywołał skandal, jednak nie dlatego, że przedstawił nagą modelkę. Oburzenie wywołały jej atrybuty, czyli między innymi wspominany kot, ale także zsuwające się pantofelki, co sugerowało, iż tytułowa Olimpia to prostytutka. Manet nawiązał tą kompozycją do dzieła Tycjana Wenus z Urbino, gdzie u stóp bogini leży pies, oznaka wierności.
Claude Monet, Kot śpiący na łóżku,
ok. 1865–1870
Śpiący krówkowy kot został uwieczniony przez Moneta za pomocą pasteli. Zwierzak w swoim naturalnym środowisku oddaje się ulubionej rozrywce. Ten sielski obrazek powstał w bardzo mrocznych czasach życia artysty, kiedy ten ze względu na bardzo ciężką sytuację materialną popadł w depresję i podjął nawet próbę targnięcia się na swoje życie. Na szczęście nieudaną, bowiem po 1970 roku jego los się odmienił (choć nie na stałe) i Monet rozwinął swe skrzydła jako malarz.
Pierre Auguste Renoir, Śpiący kot,
1862
Jednym z wczesnych dzieł Renoira jest przedstawiony powyżej śpiący kot, powstały rok przed rozpoczęciem nauki w Ecole des Beaux-Arts. Gdyby nie sygnatura, ciężko byłoby wywnioskować, że jest to jego obraz, ponieważ brak mu tak charakterystycznych dla malarstwa Renoira cech. W każdym razie mruczuś jest uroczy i tak jak ten u Moneta, leży zwinięty w kłębuszek oddawszy się uprzednio w ręce Morfeusza.
Henri Matisse, Kot ze złotymi rybkami,
1914
Henri Matisse był niekwestionowanym miłośnikiem kotów o czym świadczy mnogość fotografii, na których został ukazany wśród tych zwierząt. W kolekcji jego dzieł znalazło się także kilka przedstawiających sportretowane koty. Na powyższym zwierzę ukazane jest przy, zdaje się, trzeciej ulubionej czynności (po spaniu i jedzeniu) wypełniającej niezwykle interesujące życie kotów, a mianowicie podczas polowania. Ofiarami są czerwone rybki, które usiłuje dosięgnąć łapką.
Zmumifikowany kot
30 r.p.n.e. — 90 r.n.e.
Starożytni Egipcjanie mieli wyjątkowo przychylny stosunek do kotów. Wśród boskiego panteonu pełnego postaci o zwierzęcych cechach znalazła się Bastet, bogini odpowiedzialna między innymi za domowe ognisko oraz koty. Bastet przedstawiana była właśnie jako kot albo człowiek z kocią głową. O wyjątkowym traktowaniu kotów świadczy fakt, iż przeciwko ich mordercom stosowano bardzo surowe kary. Kiedy natomiast kot wyzionął ducha, jego rodzina na znak żałoby goliła brwi.
Wszyscy znają wywodzący się ze Starożytnego Egiptu zwyczaj mumifikowania zwłok, który kultywowano w celu zachowania przez zmarłego życia wiecznego. W ten sposób traktowano także koty, ale również inne zwierzęta, wliczając węże, ryby i nornice (które czasem były składane przez pielgrzymów jako wota). Taka mumia znajduje się powyżej. Tego typu mumii kotów powstało ponadprzeciętnie dużo w okresie panowania Ptolemeuszy, aczkolwiek zwyczaj ten powstał dużo wcześniej. Nie były to personifikacje Bastet, a po prostu pochówki ukochanego zwierzaka.
Hishida Shunso, Kot i kwiaty śliwy,
1906
Po tym krótkim spacerze w starożytność wracamy do oscylowania wokół czasów relatywnie najnowszych. Mam niezwykłą słabość do kotów przybierających formę chlebusia, stąd wybór pracy Hishidy Shunso. Artysta tworzący w stylu nihonga na przełomie XIX i XX wieku często przedstawiał w swoich pracach naturę, ze szczególnym naciskiem na koty.
Takeuchi Seihō, Pręgowany kot,
1924
Kolejnym artystą stosującym technikę nihonga był Takeuchi Seihō. Ten kot przypomina moją piękną i dostojną kotkę, która ma podobne spojrzenie. Historia związana z kocim modelem pozującym do powyższego obrazu jest bardzo osobliwa. Ów kot był zwierakiem kochanki pana z warzywniaka z sąsiedztwa Seihō podczas jego podróży do Numazu. Artysta zabrał kota do swojej pracowni w Kioto (340 kilometrów od Numazu!!!), gdzie obserwował go dniami i nocami. Następnie szkicował kota oraz fotografował w różnych konfiguracjach i w efekcie tego powstał ów portret na jedwabiu, który doskonale oddaje kocią naturę. Bardzo podoba mi się całkowite zrezygnowanie z tła na rzecz całkowitego skupienia uwagi na dostojnym modelu.
San Yu, Kot na krześle
San Yu, chiński artysta żyjący i tworzący w XX wieku, nota bene bardzo interesujący, stworzył chyba najsłodszy portret kota na świecie. Kiedy spoglądam na reprodukcję tego obrazu włącza się u mnie niebezpieczny tryb przecukrzenia i ślinotoku oraz chęci rozgniatania zwierząt z rozczulenia. Marzę również, by ten obraz stał się moją własnością. Po prostu go chcę i już! Moje chcenie dodatkowo wzmacnia fakt, iż kociak, co prawda czarny, przypomina swą posturą i rekinią mordką moją drugą kicię.
Gwen John, Kot,
ok. 1905–1908
Wróciwszy w krąg szerokopojętej kultury europejskiej chciałam napomnieć o świetnej artystce — Gwen John. Walijka robiła karierę w Paryżu, gdzie była niemal przez dekadę w związku z Auguste Rodinem. Była także jego modelką. Abstrahując jednak od jej romansów (których miała wiele), tworzyła bardzo piękne obrazy, wśród których znalazł się pokazany powyżej kot. Oczywiście urzekła mnie jego chlebkowa poza, ale ogromne wrażenie robią na mnie także cudne oczęta.
Peter Alexander, Romance XX,
1989
Na deser obraz artysty, który w dalszym ciągu żyje, miewa się dobrze i tworzy. Peter Alexander namalował czarnego kota zwiniętego w kłębuszek, w którym bardzo urzeka mnie prostota i monochromatyczność kompozycji. Ta oszczędność formy obecna jest w wielu pracach Alexandra, co jest piękne, bo mają one bardzo dużo oddechu.
Być może mój wybór nie jest zbyt różnorodny, choćby z uwagi na fakt, że nie pokazałam figurek porcelanowych. A wśród tych znajdziemy prawdziwe rarytasy! Figurkom ze zwierzętami najchętniej poświęciłabym osobną notkę, bo to arcyciekawy temat. Pisząc ten wpis wydawałam z siebie różne dziwne odgłosy i przyjmowałam równie nienormatywne pozy, więc wiele mnie to kosztowało! Po prostu koty tak na mnie działają i nie jestem w stanie opanować mojej euforii.
Jako historyk sztuki pozwolę sobie wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności obiektywnego skomentowania powyższego wpisu: kooooooooooooootki! <3 <3 <3
Dziękuję za merytoryczny i fachowy komentarz!