Ostatnio, mimo sporej ilości czasu do skrobania, weny jakoś mniej. Stąd też drobny przestój w publikacji, bowiem wyznaję zasadę “nic na siłę” :) Swego czasu (nie tak dawno temu) przy okazji wpisu o aktach, obiecałam, że jak będę mieć zły nastrój, wrzucę tutaj prawdziwe paskudztwa z tego tematu. Zmieniłam jednak zdanie i stwierdziłam, że zamieszczę po prostu akty które są osobliwe. Niektóre (przynajmniej w moim mniemaniu) mogą być nieco obrzydliwe, inne śmieszne, a inne wywoływać konsternację. Oczywiście, jak zawsze na Gabunzlu, będzie to subiektywny wybór, stąd część z Was może się nie zgadzać z moją opinią na temat któregoś z dzieł.
Szkoła z Fontainbleau — Gabriela d’Estrées i jej siostra księżna de Villars w kąpieli, ok. 1594

To obraz, który prześladuje mnie od liceum. Zawsze wywoływał (i dalej będzie) u mnie wiele myśli pt. DLACZEGO? Być może odpowiedź jest bardzo prosta i nieciężko ją odnaleźć, jednakże mi do tej pory się nie udało. Nie ukrywam, iż nie szukałam jej jakoś intensywnie, ale nie wydaje mi się, by gest jednej z pań na obrazie miał jakieś uzasadnienie. Możliwe, że Wy wiecie coś na ten temat i mnie oświecicie :). Dzieło powstało w XVI wieku we Francji, w tzw. Szkole z Fontainbleau, która była po prostu grupą artystów uczestniczących przy dekoracji tamtejszego pałacu.
Lucian Freud — Big Sue, 1955

Ten obraz technicznie jest poprawny i w zasadzie trudno się czepiać, bo co? Tylko dlatego, że pani jest bardzo gruba? Tak. W ogóle styl malowania Freuda wydaje mi się nieco obrzydliwy. Nie wiem dlaczego. Po prostu barwy, których używa, w połączeniu z pociągnięciami pędzla kojarzą mi się odrobinę z wymiocinami. Również te, gdzie w akcie są przedstawione zgrabne modelki. Zastanawiałam się nawet nad wstawieniem tu reprodukcji, gdzie pani jest szczupła i ma taką okropnie przedziwną nogę. Ostatecznie jednak padło na grubokościstą Big Sue, która słodko śpi i gniecie swojego gigantycznego cyca. Może brzmieć to infantylnie, ale jakoś niespecjalnie stanowi to dla mnie problem.
Eliseu Visconti - Dorso de mulher, XIX/XX w.

Ten obraz to dla mnie prawdziwa zagadka. Musicie przyznać, że przedstawiona tu niewiasta (o czym świadczy tytuł jak i piersi) ma twarz jak młodzieniec z dziewiczym wąsem. Nie neguję oczywiście urody modelki, która być może została zniekształcona przez odblask światła na tej reprodukcji (poszukiwałam innej, ale bez powodzenia), ale mi nieco przypomina ona autora owego obrazu. Trudno określić czemu głowa wygląda jakby należała do innego obrazu, bo Visconti wydawał się być malarzem, który dobrze opanował posługiwanie się pędzlem.
Aubrey Beardsley — Cudzołożnik, 1897

Do tej pory była mi znana inna twórczość tego artysty, ale człowiek uczy się całe życie! I tak oto odkryłam lubieżnego pana w zabawnym okryciu. Z tego wszystkiego, najbardziej w tej pracy obrzydza mnie stopa owego pana. Trudno dodać coś więcej.
Tsuguharu Foujita — Mój sen, 1947

A tu coś dla miłośników zwierzątek, bo jest ich tu cała masa. Trzeba przyznać, że obraz osobliwy. Foujita był miłośnikiem zwierząt, a zwłaszcza kotów, bowiem stworzył całą Księgę Kotów wypełnioną szkicami owych plugawych stworzeń.
Utagawa Kunisada — Tokaido 53 Stations, #C, XIX wiek

To dzieło rodaka Foujity, z gatunku śmiesznych, troszkę mnie zadziwiło. Nie chodzi o zabawne przyrodzenie pana na środku, ani panią gejszę na pierwszym planie, która wygląda, jakby robiła sobie selfie. Rzecz dotyczy enigmatycznego tytułu. Enigmatycznego, bowiem wskazuje na to, iż pochodzi z cyklu 53 stacje Tokaido (chodzi o drogę z epoki Edo prowadzącą z miasta Edo do Kioto, gdzie siedzibę swą miał japoński cesarz), a przeglądając drzeworyty stamtąd nie znajduję żadnego wyglądającego jak ten, nawet we fragmencie (jak ktoś nie wierzy — do sprawdzenia tutaj). Utagawa Kunisada, podobnie jak już wspominany na gabunzlu Hokusai, zajmował się drzeworytnictwem, wytwarzając tzw. ukyio‑e, czyli tzw. obrazy upływającego świata. Był to wytwór sztuki ludowej, który zyskał niezwykłą popularność w XIX-wiecznej Europie, zwłaszcza w kręgu impresjonistów. Bogatą kolekcję takich drzeworytów posiadali m.in. Eduard Manet i Vincent van Gogh.
Paul Cezanne — Akt kobiety stojącej, 1899

Przyznaje się bez bicia, Cezanne nigdy nie lubiłam i prędko pewnie nie polubię (ale nie wykluczam tego, van Gogh kiedyś też mi nie podchodził!), ale w tym obrazie nie rozchodzi mi się o jego styl malarski, a raczej o te szkaradne nogi. Konkretniej łydki i stopy. To mi przywodzi na myśl od razu Chłopca w czerwonej kamizelce tego samego autora, który w liceum został przeze mnie nazwany planetą małp. Tam z kolei do szału doprowadzają mnie ręce i ucho jak u szympansa.
Otto Dix — Stara para, XX wiek

Otto Dix był członkiem lewego skrzydła werystycznego kręgu Neue Sachlichkeit, który po polsku zwany jest Nową Rzeczowością. Nurt ten powstał w Niemczech po I wojnie światowej i, w przeciwieństwie do wcześniej wiodącego ekspresjonizmu, skupiał się na powłoce zewnętrznej. Dzieła Dixa cechowała brzydota i brutalizm. Nie inaczej jest w tym obrazie.
Fernando Botero — Kobieta zapinająca biustonosz, 1976

Z kolei prace tego kolumbijskiego artysty bardzo mnie rozczulają i uważam, że są niezwykle urocze. Ludzie na obrazach kojarzą mi się z balonami, które zaraz wzbiją się w powietrze i odlecą siną dal. Chociaż tej scenie nie można odmówić erotyzmu, który potęguje niedbale rzucona na łóżko sukienka!
Alice Neel — Joe Gould, 1933

Na koniec wisienka na torcie, której nie jestem w żaden sposób skomentować, bo po prostu nie wiem jak.
To by było na tyle. Oczywiście przykładów jest znacznie więcej, ale nie chciałam tu zamieszczać kolejnych grubych ludzi wyglądających jak kupa mięsa kebabowego, która utrzymuje się jakimś magicznym sposobem albo innych wychudzonych kobiecin ułożonych w absurdalnych pozach. Pominęłam także prace Kokoschki i Schiele, bowiem wspominałam o nich w poprzednim wpisie, a niewątpliwie pasowałyby tutaj. Mam nadzieję, że chociaż odrobinę umiliłam Wam czas i jednak zaprezentowane tu obrazy w jakimś aspekcie przypadną Wam do gustu :)
Ciekawe przemyślenia i uwagi na temat poszczególnych obrazów ( “panią gejszę na pierwszym planie, która wygląda, jakby robiła sobie selfie — ulubiona” ) :) Jeśli chodzi o akty to osobiście wolę te fotograficzne — chyba nie rodzą aż tylu pytań i nie ma aż takiego pola do fantazjowania :)
Heh, cieszę się, że komuś się spodobały moje przemyślenia :P Co do aktów — w tych malarskich właśnie tkwi zabawa (której oczywiście fotografia nie wyklucza, zwłaszcza w dzisiejszej dobie photoshopa i świetnego sprzętu), bo gdzie jeszcze znajdzie się przykładowo pana z trzema penisami? ;) Fotografia i malarstwo (zwłaszcza wszelkie nurty awangardowe w XX wieku) to dwie różne sprawy i fajnie, że możemy je wykorzystywać do podejmowania pozornie tych samych tematów, a uzyskamy zgoła odmienny efekt.
To fakt pan tak obdarzony to ewenement na kształt awangardy — znaczy, że wolę mniej awangardowy przekaz :-)