Ostatnio udało mi się w końcu pomalować mój rower, obkleić go grochami, a także dzięki nieocenionej pomocy sąsiada, złożyć do kupy. Stąd, dumając nad tym, o czym można by napisać, pomyślałam o wszelakich wehikułach. Pierwszym tropem byli futuryści, jednak ich sztuka jest dla mnie nieco zbyt odjechana (oczywiście nie twierdzę, że nie ma ona swego uroku; wręcz uwielbiam cały ruch futurystyczny i ich wspaniałe postulaty, które bardzo mnie rozczulają), jednak przypomniało mi się, że nim Boccioni zaczął szaleć, malował automobile w bardzo zachowawczej i tradycyjnej formie. Pomyślałam, że nie w samych rowerach i samochodach siła, bowiem kiedyś wożono się wozami (bądź też wożono towary) zaprzężonymi w osły, bydło lub konie. Stąd ta notka będzie takim małym mobilnym misz-maszem, który, mam nadzieję, się spodoba.
Żeby jakoś to sensownie ułożyć, wybieram kolejny już raz kolejność chronologiczną. Tak najłatwiej i przejrzyściej, a rozwój wszelakiej technologii jest najbardziej widoczny.
Vincent van Gogh - Wóz z czerwono-białym wołem,
Nunen, Holandia 1884
Osioł i wóz
To już częsty gość na Gabunzlu. Van Gogh, którego przedstawiać nie trzeba. Ostatnio podbił moje serce, choć nigdy za nim nie przepadałam. Pisałam o jego polach pszenicy czy też drzewach, chmurach, autoportretach i zwierzakach spod jego pędzla. Dwie powyższe prace powinnam w zasadzie ustawić w odwrotnej kolejności (ta druga bez daty wygląda na wcześniejszą, ale mogę się mylić), ale co raz się ułożyło, niech się nie układa inaczej (czyt. jestem za leniwa, żeby odwrócić kolejność). Widzimy bardzo wczesne i dziś, przynajmniej w naszym kręgu kulturowym, bardzo rzadko już spotykane wozy ciągnione przez woła i osła. W pierwszym dziele widoczny jest już charakterystyczny dla van Gogha dukt pędzla, natomiast w drugim szczególnie zachwyca mnie koło, które jest niemal idealnie równe. Wół do obejrzenia na żywo w muzeum w Otterlo w Holandii.
Ernest Montaut - Sankt Petersburg — Moskwa 1908
Para w samochodzie
1908
Montaut był francuskim plakacistą, który tworzył u schyłku XIX i z początkiem XX wieku. Jego twórczość nie jest bogata, bowiem zakończył swój żywot przedwcześnie, rok po namalowaniu powyższych prac, w 1909 roku. Dokumentował on wczesne osiągnięcia motoryzacyjne, zwłaszcza samochody. Pierwsze dzieło wyjątkowo trafia do mojego serduszka, bowiem jestem ogromną fanką łączenia gwaszu z ołówkiem. Obraz wygląda na niewielki, jednakże ma 34 na 73 cm.
Umberto Boccioni - Automobil i polowanie na lisa
Rzym, 1904
Automobil i polowanie na lisa
Rzym, 1904
Dynamizm rowerzysty
1913
Nie pomyliłam się z dwoma identycznymi tytułami, bowiem dzieła te pochodzą z jednego cyklu, stąd ich tytuł jest taki sam. Jak widać, w przeciągu 9 lat, podejście do ruchu przez Boccioniego — którego poznaliśmy przy okazji (później pracy) butelki w przestrzeni — zmieniło się znacznie i mimo jeszcze widocznej sylwetki rowerzysty, możemy zaobserwować pewne futurystyczne ‘szaleństwa’ :) Szkoda, że ów artysta żył niedługo, bo zapewne, gdyby jego dzieje potoczyły się inaczej, mogłabym zaprezentować tutaj coś jeszcze z jego ‘maszynowego’ dorobku.
Alvin Langdon Coburn - Wóz z węglem, Nowy Jork
Nowy Jork, 1911
Być może powyższe dzieło wygląda jak obraz, jednak jest fotografią. Bardzo uroczą, klimatyczną, więc pozwoliłam sobie na jej zamieszczenie pośród prac (głównie) malarskich. Coburn tworzył zdjęcia w nurcie piktorializmu, który korzystał z technik szlachetnych fotografii, co pozwalało artyście w ingerencję w odbitkę i tworzenie z niej indywidualnej wizji, co widać na powyższym. Fotograf uwiecznił na swych kliszach wiele krajobrazów miejskich Stanów Zjednoczonych, a także wiele znanych osobistości, takich jak chociażby August Rodin czy George Bernard Shaw.
Marcel Duchamp — Avoir l’apprenti dans le soleil
Déville, Francja, 1914
To dowód na to, że Duchamp to nie tylko pisuar! Oczywiście żartuję, bowiem każdy choć trochę zorientowany w sztuce XX wieku kojarzy przynajmniej Akt schodzący po schodach. Tego rowerzystę, z którego tytułem nie mogłam sobie za nic w świecie poradzić (francuski ciągle nie jest moją mocną stroną), podziwiać można w Muzeum Sztuki w Filadelfii. Bardzo podoba mi się wykorzystanie przez Duchampa papieru muzycznego (czy też jak się profesjonalnie to ustrojstwo nazywa).
Georges Braque — Mój rower
Francja, 1941
Rower
Francja, ok. 1961
Georges Braque kojarzy się głównie z kubizmem i słusznie, bowiem na tym polu odniósł największe artystyczne sukcesy. Jednakże nie można w nieskończoność robić tego samego, zwłaszcza jeśli długo się żyje ;) Stąd powyższe prace ukazujące rowery swą stylistyką odbiegają od kubizmu. Bardzo podoba mi się w nich kolorystyka, a poza tym może myślę też trochę poprzez nazwiska, bo zawsze lubiłam tego artystę (wiem, że nie jest to dobre, bo powinno się mieć trzeźwe myślenie, ale to taka moja drobna słabość).
Na koniec pozwolę sobie zamieścić jeszcze dwie instalacje, najbliższe naszym czasom, bowiem powstałe już w XXI wieku. Są to typowe gratki dla rowerzystów (bądź też jak kto woli — cyklistów), bowiem składają się z elementów stricte rowerowych :)
Ai Weiwei — Forever (Bicycles)
2003
Ai Weiwei jest chińskim twórcą, który zajmuje się głównie tworzeniem instalacji. Poza powyższą, ma na swym koncie jeszcze kilka innych rowerowych ‘zlepków’, m.in. w Londynie. Ta konkretna eksponowana jest w Mori Art Museum w Tokio. Weiwei to bardzo ciekawy artysta, a część jego dorobku można podziwiać na tej stronie i jestem przekonana, że na żywo to wszystko robi piorunujące wrażenie (na fotografiach podoba się nawet takiemu zdziadziałemu średniowiecznikowi jak ja :P).
Bong Chae Son, Bardo
2008
Bong Chae Son jest z kolei koreańskim artystą również tworzącym instalacje, ale także zajmującym się innymi mediami, jak chociażby malarstwo. Trudno określić jego twórczość, ale również jest niezwykle ciekawa i zdecydowanie godna uwagi. Więcej jego prac można prześledzić na GAP, do czego gorąco zachęcam.
Mam nadzieję, że choć trochę stęskniliście się za Gabunzlem podczas ponad miesięcznej absencji :)
PS. Jeśli macie wiedzę, że jeszcze gdzieś nie zmieniłam adresu bloga na nowy, bardzo proszę o kontakt, bowiem jestem okropną gapą i mogłam ciągle jeszcze coś przegapić.
Już się martwiłam Twoją nieobecnością. Tekst i dzieła bardzo intrygujące. Niestety dawno nie jeździłam na rowerze.… Pisz dalej
Dziękuję :) Żyję i coś tam na facebooku czasem daję znać, tylko ostatnio dopadła mnie jakaś wena do pisania magisterki i próbuję ją wykorzystać maksymalnie :) Jak mi się uda złapać trochę oddechu, z pewnością wpadnę na Twojego bloga i nadrobię zaległości! A co do rowera — ostatnio to mój stały środek transportu po Krakowie :)