Jeśli śledzicie uważnie mojego fanpage’a na Facebooku, wiecie, że pasjonuje mnie malarstwo, ale ostatnio również biżuteria. I wcale nie chodzi o jej noszenie, bo to praktykuję już od dawna, ale wyrób! W związku z tym, że szukam inspiracji wszędzie, uznałam, że portret i biżuteria to połączenie doskonałe. To naprowadziło mnie na refleksję dlaczego w takim razie nie napisać o tym notki? Zajadę lekkim patriotyzmem (choć tak naprawdę do takiej postawy raczej mi daleko) i ograniczę się jedynie do portretu polskiego, a żeby jeszcze bardziej zawęzić zakres poszukiwań, skorzystam z nowoutworzonego portalu Muzeum Narodowego w Krakowie, które zdigitalizowało swoje skarby.
Jacek Malczewski, Portret narzeczonej
1887
Nie ukrywam, że nie jestem wielką entuzjastką Jacka Malczewskiego i jego kosmicznej palety barwnej, ale ten obraz jest zupełnie inny. Brak tu dziwnej kolorystyki i w zasadzie na pierwszy rzut oka nawet nie pomyślałam, że to Malczewski. Portret został namalowany z dużą starannością, ale cóż się dziwić… Gdybym umiała dobrze malować, też bym stworzyła takie piękne dzieło przedstawiające mojego narzeczonego! Na obrazie Malczewski, jak mówi nam tytuł, przedstawił swoją narzeczoną i późniejszą żonę, Marię Gralewską. Portret ten poza pięknymi fakturami tkanin i promiennym uśmiechem kobiety niewątpliwie ma jeszcze jedną zaletę, czyli przedmiot naszych dzisiejszych rozważań — to biżuteria!
Trzeba przyznać, że artysta oddał biżuterię bardzo drobiazgowo. Czujemy blask wypolerowanego złota i kamieni. Pierścionek ze sporym oczkiem, które z tej perspektywy wygląda na szafir w otoczeniu diamentów (ale kto tak naprawdę może wiedzieć co to było… Gemmologiem nie jestem!), pełni w tym obrazie szczególną rolę, bowiem jest atrybutem narzeczeństwa.
Jeśli mielibyście ochotę zobaczyć ten niezwykłej urody obraz na własne oczy, musicie udać się do zamku w Niepołomicach. Przyznam się, że choć mam rzut beretem (i czasami bywam w stajni, która jest tuż obok), nigdy jeszcze tam nie byłam.
Maria Lipkowska wg Jana Matejko, Kasztelanka
1934
Kasztelanka zajmuje w moim sercu szczególne miejsce, a to z uwagi na fakt, że się starzeję i coraz częściej dopada mnie nostalgia! A jesienią to już taka, że szkoda gadać… Z czego to wynika? Ano z tego, że sportretowana dama to Stanisława Serafińska, siostrzenica żony artysty, Teodory. Serafińscy mieli letni dom w Nowym Wiśniczu, gdzie chodziłam do liceum. Dworek jest obecnie maleńkim muzeum, które nosi dumną nazwę Muzeum Pamiątek po Janie Matejce — Koryznówka. W tle portretowanej pojawia się zamek z charakterystycznymi wieżami, podkreślający związek kobiety z Wiśniczem.
Powstanie obrazu wiązało się z dużymi kontrowersjami, ponieważ powstał on w tajemnicy przed chorobliwie zazdrosną żoną Matejki. Teodora dowiedziała się o tym i w szale zniszczyła swój portret ślubny. By uchronić przed tym losem Kasztelankę, Matejko obciął rogi obrazu i powiedział Teodorze, że to jedyna ocalała jego część, bo resztę sam spalił. Wydarzenia te spowodowały zerwanie kontaktów Matejków z Serafińskimi. Oryginalne płótno zaginęło w czasie II wojny światowej, a obecnie w Domu Matejki w Krakowie przy ulicy Floriańskiej możemy podziwiać jego kopię.
To, co dla nas najważniejsze, Stanisława pozowała do portretu w sporej ilości bizuterii!
Pierścień z szafirem (?), bogaty łańcuch, jeszcze bardziej okazałe kolczyki i diadem wysadzany małymi perełkami. Trzeba przyznać, że biżuteria nadaje portretowanej królewskiego szyku. Zastanawiacie się ile takie kolczyki musiały ważyć?
Samuel Hirszenberg, Portret Marii Feldmanowej
1907
Ten portret wywołał we mnie wielką dezorientację, bowiem albo moja demencja starcza pojawiła się zbyt wcześnie i postępuje w tempie natychmiastowym, albo ktoś ten portret zawiesił w Sukiennicach po mojej ostatniej wizycie (od której już chyba faktycznie trochę minęło)! Pewnie chodzi o to pierwsze… Uważam, że nigdy go nie widziałam na własne oczy, tymczasem podobno znajduje się w Sali Chełmońskiego, którą zwiedzałam pewnie jakieś dziesięć razy. Chyba czeka mnie kolejna wizyta.
Ten piękny portret namalował Samuel Hirszenberg, polski malarz żydowskiego pochodzenia. Sportretowana w wieku 33 lat Maria Feldmanowa była tłumaczką literatury niemiecko- i anglojęzycznej. Przetłumaczyła między innymi dzieła Marka Twaina czy Charlesa Dickensa.
Ale przyjrzyjmy się z bliska temu co nas najbardziej interesuje.
Choć portret jest oszczędny w wyrazie, Maria ma na sobie niezwykle piękną złotą biżuterię wysadzaną szmaragdami lub zielonymi agatami. Te, mimo wszystko skromne ozdoby, kontrastują z czarną suknią portretowanej.
Tadeusz Ajdukiewicz, Portret Heleny Modrzejewskiej
między 1879–1880
Któż nie kojarzy tego cudownego portretu najjaśniejszej gwiazdy krakowskiego teatru końca XIX i początku XX wieku? Ten obraz zajmuje w moim sercu specjalne miejsce i nie ukrywam, że to za sprawą uroczego towarzysza teatralnej muzy Stanisława Wyspiańskiego. To pierwszy z trzech wizerunków Modrzejewskiej namalowany przez Tadeusza Ajdukiewicza. Powstał on po balu w 1879 roku w Sukiennicach. Cel balu był szczytny, bowiem zbierano na nim fundusze na budowę pomnika Adama Mickiewicza. Wtedy też poruszono sprawę utworzenia Muzeum Narodowego w Krakowie. Między innymi ten portret, obok słynnych Pochodni Nerona Henryka Siemiradzkiego, był jednym z pierwszych (i licznych) darów dla nowopowstałej placówki, która została otwarta dla publiczności w 1883 roku.
Tym, co budzi największe wrażenie, jest niewątpliwie bardzo bogato zdobiona suknia, ale jak to mówi młodzież młodsza i starsza, biżuteria też robi robotę — portret jest po prostu niesamowity!
Podczas przeglądania wielu portretów z XIX wieku dochodzę do wniosku, że perły były bardzo popularną biżuterią w tym okresie. Wcale mnie to nie dziwi. Wszak klasyka jest zawsze elegancka i piękna. Pamiętam jak w pierwszej czy drugiej klasie podstawówki byłam przebrana za księżniczkę i mama zarzuciła mi na szyję sznur pereł. Czułam się jak prawdziwa dama! Kolczyki wyglądają jak komplet z pierścionkiem, o którym więcej niżej.
Nie tylko korale budzą zachwyt na tym portrecie. Godne uwagi są dwa piękne złote pierścionki, które Helena ma na palcach. Jeden z zielonym kamieniem, przypuszczalnie szmaragdem, drugi z ogromnym diamentem. Portret ma malarską lekkość, a jednak bez trudu jesteśmy w stanie wyobrazić sobie zarówno fakturę miękkiej sukni, jak i gładkość wypolerowanych kamieni.
Leopold Löffler, Portret kobiecy
1851
Portret tej wytwornej damy to dzieło Leopolda Löfflera, polskiego malarza i profesora. Löffler odebrał staranne wykształcenie w Monachium, Paryżu i Wiedniu. W tym ostatnim mieście został nawet członkiem Akademii Sztuk Pięknych. Malował dla bardzo ważnych osobistości, wśród których był cesarz Franciszek Józef. W 1877 roku zaproszony przez Jana Matejkę powrócił do Krakowa, gdzie mianowano go profesorem Akademii Sztuk Pięknych. Jego uczniami byli m.in. Stanisław Wyspiański czy Wojciech Weiss. Löffler malował głównie obrazy o tematyce rodzajowej i historycznej, natomiast znajdziemy pośród jego prac kilka portretów, jak chociażby ten powyższy.
Nie wiadomo kim jest kobieta, której portret oglądamy, natomiast niewątpliwie biżuteria wybija się na pierwszy plan.
Złota ozdoba na szyi przyozdobiona jest koralem. Budzi podziw na płótnie, gdzie szczegóły nie są oddane 1:1, więc wyobraźcie sobie jak imponująca musiała być widziana na żywo.
Do kompletu mamy dwie złote bransolety, jedna bogato zdobiona, druga gładka i pierścionek. Jakie ma oczko? Tego się niestety nie dowiemy. Może również jest to koral?
Kazimierz Sichulski, Portret Marii Sobolewskiej
1918
A tu nie tylko biżuteria i portret, ale również krakowski rynek, o którym pisałam w poprzednim wpisie! Namalowana w podcieniach sukiennic dama to Maria Sobolewska, krakowska filozofka. Kobieta zmarła na gruźlicę w wieku zaledwie 27 lat. W roku jej śmierci Kazimierz Sichulski namalował ów portret. Dzieło jak na Sichulskiego bardzo ciekawe, ponieważ większość kojarzy tego artystę z obrazów poświęconych tematyce huculszczyzny. Poza kościołem Mariackim w oczy rzuca się oczywiście okazały naszyjnik.
Jak myślicie, jakie kamienie zakute są w tym naszyjniku? Ja stawiam na topazy albo turkusy (wiem, że turkusy są w ciapki, ale przy tym stylu malowania może ich nie być), choć skłaniam się bardziej ku tym pierwszym. Trzeba przyznać, że mimo dość schematycznego malunku, widać, że była to bardzo misterna biżuteria.
M.N., Portret Zuzanny Colonna-Walewskiej
1826
Autor powyższego portretu, zresztą niezbyt udanego, nie jest znany. O portretowanej niestety też nie udało mi się znaleźć żadnych informacji. Wnioskować można, że to jedna z przedstawicielek rodu Walewskich herbu Kolumna (tych od słynnej Pani Walewskiej, która była metresą Napoleona). Ród bogaty, więc i biżuterii jest sporo!
Ilość pierścieni można liczyć w nieskończoność! Mnie udało się zidentyfikować 11. Każdy o innym kształcie i wysadzany odmiennymi kamieniami. A do tego zegarek na łańcuszku. Prawdziwa biżuteryjna uczta, prawda?
Karol Emil Boratyński, Portret biskupa Ludwika Łętowskiego
1855
Ten portret pośród innych, które zamieściłam, może wydawać się nieco dziwny. Wszak to jedyny mężczyzna w moim zestawieniu! Ale noszenie biżuterii przez wysoko urodzonych mężczyzn czy tych w stanie duchowieństwa nie było niczym dziwnym. Wystarczy sięgnąć na przykład do włoskich portretów, by z łatwością odnaleźć obrazy z mężczyznami, którzy obwieszeni są różnego rodzaju biżuterią.
Ludwik Łętowski był biskupem pomocniczym diecezji krakowskiej, ale poświęcał się głównie pracy naukowej i działalności charytatywnej. Prowadził także salon kulturalny przy ulicy Kanoniczej, gdzie bywali między innymi Aleksander Fredro czy Wincenty Pol. W 1829 roku został odznaczony Orderem Świętego Stanisława I klasy i nie wspominam o tym przypadkowo, ponieważ order ten został odmalowany przez Karola Emila Boratyńskiego na powyższym portrecie i znajduje się na piersi biskupa.
Pewnie przyglądacie się wysadzanemu wielkim zielonym kamieniem pierścieniowi oraz krzyżowi?
Pierścień o tyle wzbudził moje zainteresowanie, że niemal identyczna biżuteria zdobi portret kardynała Albina Dunajewskiego, który został biskupem krakowskim już po śmierci Ludwika Łętowskiego. Wysadzany wielkim szmaragdem sygnet osadzony na stosunkowo cienkiej obrączce. Budzi podziw!
Żeby nie zasypywać Was milionem obrazów, wybrałam te, które wydały mi się najciekawsze. Część z nich z pewnością znacie, bo są to bardzo znane dzieła. Dajcie znać czy Wam się podobało, czy już kompletnie zezgredziałam i nie nadaję się do dalszego pisania bloga. Oczywiście składam wielkie ukłony w kierunku Muzeum Narodowego w Krakowie za udostępnienie swoich zdigitalizowanych zbiorów, i co za tym idzie, piękności, jaką jest biżuteria!