Dziś troszkę sentymentalnie, bowiem będzie o miejscu, gdzie spędziłam kawałek swojego życia. To znaczy, nie konkretnie w obiekcie, o którym chcę napisać, ale w miejscowości, w której on się znajduje (chociaż podobno tu trwają spory, co do dokładnej lokalizacji). Jako, że jestem absolwentką Liceum Plastycznego w Nowym Wiśniczu, nie będzie specjalnym zaskoczeniem, że chodzi właśnie o wiśnicki zamek, który, patrząc na rezydencje naszego kraju, jest jednym z bardziej osobliwych przykładów (w czasach swojej świetności na pewno się aż tak nie wyróżniał, ale patrząc z perspektywy dzisiejszych realiów i przyrównując go do wszędobylskich ruin, robi spore wrażenie). Można go nie lubić, można mieć nim przesyt (jak i ja miałam/mam [muszę się jeszcze zastanowić nad tym]), ale trzeba mu przyznać, że jest okazały.
Wiśnicki zamek jest warownią o średniowiecznym rodowodzie, co potwierdzają świadki pozostawione na dziedzińcu (odkrywki w tynku ukazujące średniowieczny wątek ceglany). Chociaż początki tego miejsca datowane są na drugą połowę XIV wieku, pierwsze dokumenty poświadczające jego istnienie pochodzą dopiero z roku 1397. Za fundatora zamku przyjmuje się Jana Kmitę, natomiast renesansowa przebudowa, której dokonano po 1516 roku, przypisywana jest Piotrowi Kmicie, marszałkowi wielkiemu koronnemu i wojewodzie krakowskiemu. Wtedy też cały zamek podniesiono o jedną kondygnację, a także wybudowano basztę Bony. Piotr był ostatnim z rodu wiśnickich Kmitów, zatem po jego śmierci zamek przeszedł pod panowanie rodu Barzich, którzy władali nim przez czterdzieści lat. Po tym okresie czasu, tonący w długach panowie wiśniccy, zmuszeni byli sprzedać zamek, dlatego też od 1593 roku przeszedł on na własność rodu Lubomirskich.
Wtedy też nastały najlepsze czasy dla tego miejsca. W latach 1615–1621 budowla przeszła kolejną modernizację, która prowadzona była wedle planów włoskiego architekta, Macieja Trapoli (jest on także autorem m.in. kościoła parafialnego oraz nieistniejącego już klasztoru Karmelitów Bosych w Nowym Wiśniczu). Wiśnicka rezydencja była od tego czasu typem palazzo in fortezza, czyli pałacem otoczonym bastionowymi fortyfikacjami na planie pięcioboku. Wnętrza ozdobione zostały sztukateriami autorstwa Giovanniego Battisty Falconiego (jego prace znajdziemy choćby w kaplicy Wazów na Wawelu, czy w kościele śś. Piotra i Pawła w Krakowie). W tych czasach wiśnicki zamek był jednym z lepiej wyposażonych rezydencji w Europie. Lubomirski miał pokaźną bibliotekę, a także cenną kolekcję obrazów, w skład której wchodziły dzieła wybitnych twórców, takich jak np. Tycjan czy Rafael.
Jednakże nadszedł czas potopu szwedzkiego, który pozbawił wiśnicki zamek swojego blasku. Mimo tego, że został poddany bez walki, Szwedzi doszczętnie go złupili, wywożąc z Wiśnicza wszelkie kosztowności. Ponoć zajęły one sto pięćdziesiąt wozów, co zważywszy na wielkie bogactwo rezydencji, nie wydaje się być przesadzone. Choć po potopie wrócił on w ręce Lubomirskich, już w drugiej połowie XVIII wieku władali nim Sanguszkowie, a następnie Potoccy i Zamoyscy. Mimo doszczętnego złupienia zamku przez Szwedów, biblioteka wciąż pozostała jedną z najlepiej wyposażonych w kraju.
W 1831 roku zamek spłonął, a następnie został opuszczony, przez co zaczął popadać stopniowo w ruinę. Od tego stanu uratowało go Zjednoczenie Rodowe Lubomirskich, które w 1901 roku nabyło zamek. Powoli trwały prace nad przywróceniem mu dawnego blasku, a od 1928 roku kierował nimi Adolf Szyszko-Bohusz, konserwator i architekt działający głównie w Krakowie (tam znajdziemy bardzo dużo jego realizacji architektonicznych, np. PKO na Wielopolu, Dom Plastyka przy ulicy Łobzowskiej albo Feniks na skrzyżowaniu Rynku Głównego i ulicy św. Jana), które przerwała wojna.








Jak zawsze wspominam, każdy szanujący się zamek ma swoje legendy. Jedna z nich mówi o Barbarze Radziwiłłównie, umiłowanej żonie Zygmunta Augusta. To właśnie przez Piotra Kmitę na wiśnickim zamku miała zostać ona otruta. To wszystko ze względu na ogromną niechęć matki polskiego monarchy do młodej królowej. Od czasu tych tragicznych wydarzeń nocą po komnatach snuje się podobno kobieca postać. Druga z legend opowiada o tureckich jeńcach sprowadzonych przez Stanisława Lubomirskiego po bitwie pod Chocimiem. Mieli oni pracować nad przebudową na wysokich wieżach zamku. Stamtąd skakali na zrobionych przez siebie prowizorycznych skrzydłach, a w miejscach gdzie spadali, ginąc, stawiano kamienne kolumny.
Obecnie można zwiedzać zamek, gdzie znajdują się prace uczniów Liceum Plastycznego oraz organizowane są różne wystawy. Jest kolekcja obrazów składająca się z kopi potężnych płócien przedstawiających członków rodu Lubomirskich (nie wiem czy są też jacyś inni, po prostu nie pamiętam, a nie chcę wprowadzać w błąd), a ekspozycja ciągle wzbogaca się o nowe (nowe, w sensie, że nie należące do oryginalnego wyposażenia zamku, jednakże są to oryginalne zabytkowe obiekty) meble, porcelanę itd. Znajdziemy tam także (o ile się nie mylę, na pierwszym piętrze) makiety największych zamków południowej Polski. Ciekawostką jest komnata, która ze względu na swoją budowę, doskonale nadaje się do ‘podsłuchu’ ;) Osoba stojąca przy narożniku będzie słyszana w przeciwległym kącie, nawet jeśli będzie mówić szeptem. Wedle legendy, sala ta, która znajduje się nieopodal kaplicy zamkowej, służyła do spowiedzi. Kmita, siedząc po przeciwległym kącie, słyszał każde słowo spowiadającej się małżonki.
Ogólnie pozostaje mi polecić zwiedzenie zamku, a także całego Wiśnicza, który o każdej porze roku jest bardzo urokliwym miejscem. Może dla osób o słabszych nerwach nie polecam tylko spacerów w okolicach murów więzienia (dawnego klasztoru Karmelitów Bosych), gdyż skazańcy lubią szukać kontaktu z ludźmi z zewnątrz i z tego powodu często wykrzykują coś z okien. Co najśmieszniejsze, mimo czterech lat spędzonych w Wiśniczu, zdjęć zamku nie potrafię znaleźć na swoim dysku żadnych. Jestem pewna, że zrobiłam ich całkiem sporo, jednakże folder ukrywający je musi znajdować się na innym komputerze, do którego obecnie nie mam dostępu.
Na koniec wycieczki dorzucam jeszcze kilka archiwalnych zdjęć znalezionych w odmętach internetu :)



Ładna galeria rysunkowo-zdjęciowa dostępna jest także na mojej ulubionej stronie o zamkach Polski, czyli tutaj :)